Biorezonans – tak czy nie?

Jak to jest z tym biorezonansem?


Chyba żadna inna metoda diagnostyczna czy terapeutyczna nie budzi tak wielu emocji jak właśnie biorezonans. Około 80%klientów, którzy do mnie trafiają nie są do niej do końca przekonani – przychodzą raczej z ciekawości albo ktoś ich namówił. Skoro ich namówił, to znaczy, że biorezonans im pomógł. Ale każdy musi przekonać się na własnej skórze.

Generalnie wiem, skąd to wynika. Ludziom ciężko jest sobie wyobrazić jak to działa. Każdemu nowemu klientowi tłumaczę zasady – elektroda trzymana w ręku odbiera sygnał elektromagnetyczny od człowieka (tak samo jak w urządzeniach do analizy składu ciała), aparat go analizuje. Na drugiej ręce sprawdzam jak organizm reaguje na testowane próbki. Zatem żeby badanie było miarodajne potrzebne są minimum 3 rzeczy: 1- dobry sprzęt 2- dobrze próbki testowe oraz 3- terapeutę, który jest precyzyjny podczas badania i zna się interpretacji wyników. Wszystkie elementy są równie ważne. Ale czynnik ludzki odgrywa chyba najistotniejszą rolę.

Często się słyszy, że w takich gabinetach ludziom wmawia się różne nieistniejące choroby i potem za kupę kasy się ich uzdrawia – suplementami lub terapiami. I owszem – są ludzie, którzy mało empatycznie podchodzą do tematu – są nastawieni tylko na zyski. A wydruki są czasem faktycznie przerażające i kompletnie nie wiem skąd się wzięły. Więc tak – rozumiem skąd biorą się obiekcje. Tylko szkoda wsadzać wszystkich do jednego wora. Jak jeden lekarz albo fryzjer nam nie podpasuje, to nie stwierdzimy, że już nigdy nie pójdziemy do fryzjera, bo wszyscy są do kitu. Będziemy wiedzieć, do którego konkretnie już nie pójdziemy albo na co zwracać uwagę następnym razem. Tak samo jest z gabinetami biorezonansu.

Wyniki: czasem jest taka sytuacja, że aparat pokaże mi, że ktoś ma trochę za niski poziom żelaza czy witaminy B12, a wyniki krwi pokażą wynik mieszczący się w normach referencyjnych. Czy to dyskwalifikuje wynik biorezonansu? Absolutnie nie. Należy pamiętać, że to są tylko widełki, w których badacze stwierdzili, że dobrze funkcjonuje określona grupa ludności mieszkająca w danym rejonie. Ale każdy organizm ma swoje optymalne poziomy, przy których będzie czuł się najlepiej. Ileż razy zgłaszały się do mnie osoby, z pięknymi wynikami badań krwi, a strasznym samopoczuciem! Niestety badania krwi są bardzo cennym, ale nie zawsze najlepiej oddającym wskaźnikiem stanu zdrowia organizmu. Mają także swoje ograniczenia – ale o tym w innym wpisie.

Moim zadaniem jest sprawdzenie czy w organizmie są obecne konkretne patogeny, które mogą (ale nie muszą) wywołać chorobę. Nie jestem lekarzem, żeby stawiać diagnozę. To czy ktoś zachoruje, zależy od wielu czynników. Mało tego, często jest tak, że to ja uspokajam klienta, a nie go straszę, że jak nie przyjdzie do mnie na terapie i nie weźmie garści suplementów, to na pewno już po nim. Staram się wziąć maksymalnie dużo czynników pod uwagę aby wykluczyć ewentualne pomyłki. I zawsze jestem szczera. Jeśli czegoś nie wiem lub wynik wychodzi mi niejasno – zawsze o tym mówię .

A co z terapiami? Miałam już zbyt wielu pacjentów, u których wykluczyliśmy zbieg okoliczności. Wiem, że działają. I często jest to najszybsza droga na pozbycie się dręczących problemów. Terapie zawsze są celowane w konkretne patogeny, nie łączę ich więcej niż 3 na jednej sesji, zawsze sprawdzam, czy mogę je połączyć i zawsze sprawdzam efekty poprzedniej terapii, zanim zrobię następną. Takie mam standardy. Uważam je za fair.

Ofertę gabinetu znajdziesz tutaj